19 września 2014

Rozdział pierwszy


Wszys­cy mu­simy, chcąc uczy­nić rzeczy­wis­tość znośną, 
ut­rzy­mać w so­bie kil­ka drob­nych szaleństw. 

♪♥ ♦ ♣ ♠♥♠♣♦♪
 Londyn.
 Wyszłam przed lotnisko i zaciągnęłam się powietrzem, jeszcze wilgotnym po deszczu, który ustał kilka minut temu.
 - Nie mogłaś wybrać liceum w mniej mokrym miejscu? - zapytała Katrin, ciągnąc za sobą swoją wielką walizkę.
 - Jeszcze raz muszę ci przypomnieć, że to ty chciałaś jechać. Mogłaś zostać z tatą i bratem w Wiedniu. 
 Zmroziła mnie wzrokiem. 
 - Chyba wolę ciebie pilnować - odparła. - Gdzie twój ojciec? - zapytała, rozglądając się po parkingu.
 - Kat, przestań - westchnęłam. - Przyleciałyśmy kwadrans przed czasem, uspokój się.
 - Wolę nie natknąć się tutaj na moją matkę. Dzisiaj ma lot do Kopenhagi - mruczy.
 Mama Katrin jest stewardessą. Rozwiodła się z jej ojcem kilka lat temu, ponieważ ,,woli latać po świecie, służyć otyłym ludziom, niż być przywiązaną jedną nogą do biurka w firmie, a drugą do rodziny". Dziewczyna nie ma do niej żalu, i tak została wychowana przez tatę i starszego o całe dziesięć lat brata oraz jego dziewczyny. 
 Poprawiłam pasek od torby na ramieniu i zerknęłam na czarny zegarek. Za chwilę miała wybić jedenasta. W tej samej chwili usłyszałam radosne trąbienie, a kilka metrów przed nami zaparkował ogromny SUV w kolorze ciemnego granatu. Wysiadła z niego na oko czternasto-, piętnastolatka, z czarnymi włosami, przewiązanymi czerwoną bandaną. Pomachała do mnie z uśmiechem na szkarłatnych ustach.
 - Wow - stwierdziła Katrin. - Clio nie widziałam od dwóch lat. Nieźle wyrosła - powiedziała, szturchając mnie pod żebra.
 - Ta... Tylko ciekawi mnie, dlaczego tata pozwolił jej na dobranie się do szminki. Zawsze był wielkim anty-fanem wszelkiego makijażu i innego upiększania się - jak to nazywał - w tak ,,młodym wieku". - Wywróciłam oczami na wspomnienie awantury, jaką mi zrobił, kiedy przyszłam do szkoły w pomalowanych na żółto paznokciach.
 - Violet! - Usłyszałam krzyk Clio, a potem kolejny klakson. 
 Żeby nie ściągnąć na siebie jeszcze większej uwagi, złapałam Katrin za przegub, po czym poprowadziłam ją do samochodu.
 - Violet! - wrzasnęła siostra na mój widok, i od razu uwiesiła się na mojej szyi.
 - Wyrosłaś - odpowiedziałam, ściągając jej ręce z mojego karku. 
 - Ugh. Wszyscy mi to wypominają - warknęła. - Jakby tobie nie mogli! - Wskazała mnie oskarżycielsko palcem.
 - Wybacz, ale też to przechodziłam.
 - Wsiadajcie. - W lusterku błysnęły zęby taty.
 - Siedzę z przodu! - oznajmiła Clio, podbiegając przede mną do drzwiczek samochodu, i wskakując na miejsce obok kierowcy. 
 Pokazałam Katrin, że ma włożyć walizki do bagażnika i wejść, po czym sama to zrobiłam.
 Tata wyjechał z parkingu i już po chwili gnaliśmy ulicą w stronę mieszkania rodziców. Na początku wgniotło mnie w fotel, ponieważ w Wiedniu rzadkością była tak szybka jazda. Przynajmniej w moim przypadku. 
 - Cześć, tato. Możesz jechać trochę wolniej? - poprosiłam, chwytając się za brzuch. Katrin zaśmiała się na widok mojej zemdlonej miny.
 - Wybacz, Violet. W godzinach szczytu, czyli mniej więcej zawsze, nie przebijesz się przez przedmieścia, jeżeli nie wciśniesz gazu. Nie wspomnę już o centrum. - Stanęliśmy na czerwonym, więc odwrócił do mnie osmaloną słońcem twarz. - W Weronie nadal pięknie, a pogoda po prostu przecudowna. A co w Wiedniu? - Oczy mu się śmiały, a w głosie pobrzmiewał już lekko przytłumiony włoski akcent. 
 - Ślicznie. Co prawda, tłumy teraz walą, ale i tak można znaleźć w ogóle niezaludnione uliczki. Bomba. Musicie kiedyś pojechać.
 - Stęskniłem się - oznajmił, ruszając i uśmiechając się do mnie szeroko w lusterku.
 - Ja też. Dlaczego mamy nie ma? - zapytałam.
 - Pracuje. Wiesz, że bardzo chciałaby się z tobą zobaczyć, jak najprędzej. Ale nie może.
 Mina mi zrzedła i spuściłam głowę. Miałam nadzieję, że to właśnie z nią zobaczę się najprędzej. Widocznie miało być inaczej.
 - Nie martw się, będzie przed szesnastą. - Tata wyprzedził samochód, klnąc przy tym po włosku.
 - Przed piętnastą - poprawiła go Clio. - Już nie może się doczekać. - Odwróciła do mnie twarz rozjaśnioną w uśmiechu.
 - Kurde. - Zapaliło się czerwone światło, a tata uderzył otwartymi dłońmi o kierownicą. - Zawsze - stwierdził ze zrezygnowaniem.
 Zaśmiałam się.
 - W domu też bywasz taki nerwowy jak teraz? - spytałam.
 - Czasem - siostra wyprzedziła go z odpowiedzią. - Ale zazwyczaj nie.
 Katrin posłała mi niepewne spojrzenie. Chyba na razie moja rodzina nie zrobiła na niej zbytnio dobrego wrażenia. Szczerze - gdybym pojechała z przyjaciółką na trzy lata do innego kraju, by zamieszkać tam z jej rodziną, która zachowywałaby się jak moja, to też nie czułabym się szczególnie dobrze.
 - Nie martw się. - Położyłam jej rękę na ramieniu. - Sama jestem przerażona.
 Na twarz Katrin wpłynął nieznaczny uśmieszek.
 - Muszę się przyzwyczaić - mruknęła. - I do tego dziwnego akcentu też. Zupełnie, jak to zrobiłam z tobą.
 - Ej! Odpowiedni akcent niemiecki nie przychodzi z dnia na dzień. - Zgromiłam ją wzrokiem.
 Mrugnęła do mnie.
 - Żartuję.
 - Mam nadzieję - prychnęłam, przenosząc wzrok za okno.
 Po szybie spływały krople wody, zostawiając nierówne szlaczki, przez co obraz Londynu był nieco zamazany, ale nie przeszkadzało mi to w podziwianiu misternych, ogromnych budowli. Niektóre z grubsza przypominały te w Wiedniu, choć po dokładniejszym przypatrzeniu się, można było zauważyć inny styl.
 - Jesteśmy! - krzyknęła Clio, kiedy gwałtownie zahamowaliśmy. Wychyliłam się przez okno.
 Wysoki dom, utrzymany w ciepłym kolorze czerwieni, z czarnymi dachówkami. Dosyć szeroki i wysoki. Posiadał garaż. Za furtką widać było dróżkę wysypaną żwirkiem, prowadzącą do schodków, po których dochodziło się do czarnych drzwi, obok której rosło wiele różnokolorowych kwiatów. Wiatr poruszał gałęziami kilku mniejszych drzewek, posadzonych obok alejki, którą wchodziło się prawdopodobnie do ogrodu. Piękny.
 - Ja mam pokój z balkonem - powiadomiła nas Clio, odwracając się. - Nie przeszkadza ci to? - Zrobiła słodkie oczka.
 - Ależ skąd. - Machnęłam ręką. - Głównie będę siedzieć w szkole albo włóczyć się po mieście - stwierdziłam.
 Katrin pokiwała głową.
 - Będziemy siedzieć u Harrodsa - zaśmiała się. - No, dobra. Nie tylko tam.
 Odpięłam pas i wyszłam z samochodu. Zastanowiło mnie to, że mieszkamy w zadziwiająco cichej dzielnicy, do której jakby z daleka dochodził odgłos klaksonów, choć mieściła się ona nie tak daleko od centrum Londynu.
 - Violet, walizka. - Tata podał mi mój bagaż. - Uch - stęknął - co tym tam masz?
 - Ubrania. - Wyszczerzyłam zęby. - Coś nie tak?
 - Ciężkie - odparł, podając Katrin walizkę. - Jej jest lekka jak piórko, w porównaniu do twojej.
 - Nie brałam tylu zbędnych par butów, proszę pana.
 - Jasne. Zbędnych. Koturny są bardzo potrzebne - prychnęłam. - Bez nich dostałabym deprechy - oznajmiłam, kierując się za Clio w stronę metalowej furtki, częściowo obdartej ze złotej farby.
 Dziewczyna odkluczyła ją, a następnie wspięła się po schodkach, by otworzyć drzwi. Powlokłam się za nią, rozglądając się z ciekawością dookoła. Zauważyłam kilku nowych sąsiadach - przeważnie trzydziesto-, czterdziestolatków, którzy właśnie wychodzili w pośpiechu z domu.
 - Dzień dobry, pani Wales. - Clio ukłoniła się siedemdziesięcioletniej kobiecie, która właśnie wyszła z ogródka. - Piękny dzień, nieprawdaż?
 Pani Wales skrzywiła się na mój widok.
 - Kto to?
 - Violet - odpowiedziała Clio, pchając drzwi. - Vio, Kat, poznajcie naszą pomoc domową, tudzież gospodynię. Pani Wales, to moja siostra oraz jej przyjaciółka.
 Kobieta zbyła nas machnięciem ręki.
 - Mam dużo pracy.
 - Zawsze jest taka oschła? - szepnęła Katrin, wchodząc za mną do domu.
 - Przeważnie - odparła Clio. - A teraz: witajcie w domu!
 Rozejrzałam się. Ściany obite bordowym materiałem. Drewniana szafa, obrazy na ścianach, szerokie schody na przeciwko, po których wchodziło się na piętro. Dwie pary drzwi, po ich obu bokach. Wszystko dawało bardzo przyjemny dla oka efekt estetyczny, oraz wyglądało bardzo przytulnie.
 - Trzecie piętro, możecie się tam rozpakować - powiedział tata, zamykając drzwi.
 Popatrzyłam na Katrin, i popędziłam po schodach w szalonym pędzie, zostawiając na dole przez nieuwagę walizki.
♪♥ ♦ ♣ ♠♥♠♣♦♪

Hej, cześć, witajcie!:D
Rozdział miał być jutro, jest dzisiaj;). Powód? Jutro o ósmej wyjeżdżam do Warszawy, a jak wrócę o tej dwudziestej, nie chciałoby mi się niczego dodawać:p.
Jak widzicie, nic wielkiego się nie dzieje. To raczej taki... wstęp. Następny rozdział powinien być dłuższy i ciekawszy. POWINIEN. Czy będzie? Nie mam pojęcia.
Rozdział numer 2 pojawi się najpewniej w sobotę za tydzień.
Trzymajcie się:>
~Vanill^^
PS
Czy tylko ja, po raz kolejny w tym roku zmieniam zdanie, co do mojej ulubionej serii książkowej?XD

3 komentarze:

  1. Świetny rozdział ;) Wszystko tak idealnie opisałaś - tę radość z przeprowadzki do swojego domu... Dialogi są cudownie napisane ♥♥♥
    Po prostu brak mi słów!
    Ciekawa jestem, jak to wszystko się dalej potoczy :) Bo znając ciebie, pewnie będzie to kryminał. Może ta gospodyni coś kręci ? Wydaje się strasznie oschła i wredna :/ Nienawidzę takich osób!
    Czekam na next ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję♥.
      Mam pewne tajemne plany, ale mogę zdradzić, że będzie tajemnica;). No i romans:D. Nie umiem napisać czegoś bez wątku miłosnego (dobra, wyjątkiem są szkolne wypracowania:p).
      ~Vanill♥♥♥

      Usuń
  2. mega dobry rozdział czekam na kolejny :)

    http://nikoladrozdzi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję z całego serca za chęć skomentowania postu *-*. Nic nie poprawia humoru jak choć krótki komentarz, który składa się chociażby z jednego słowa ;).
Jednak, jeżeli masz zamiar tylko spamować - zapraszam do specjalnej zakładki. Reklamę toleruję tylko w postaci linku na koniec rozbudowanego komentarza:).